
„Pakt milczenia” to konkretny i pełnokrwisty horror ekstremalny, który przywodził mi na myśl kilka bardzo dobrych kinowych klasyków! Będzie to lektura obowiązkowa dla każdego fana horroru ekstremalnego!
Do małego miasteczka położonego nad jeziorem przybywa Steven Foster wraz ze swoją narzeczoną Evelyn. Celem mężczyzny są odwiedziny w domu wujka Earla, którego Steven widział ostatnio, będąc dzieckiem. Podczas spotkania odczytany ma zostać testament niedawno zmarłej matki Stevena. Ponure miasteczko Ely wita parę mrokiem, chłodem i mało przychylnymi spojrzeniami jego mieszkańców. Po pewnym czasie Steven zauważa, że wujek Earl zachowuje się całkiem inaczej, niż mężczyzna zapamiętał z dzieciństwa. Na domiar złego okoliczni mieszkańcy zaczynają opowiadać dziwne historie o tajemniczym Wilczym Zalewisku. Okazuje się, że wiele lat temu miasteczko przeżyło niewyobrażalny dramat, który odbija się echem wśród mieszkańców aż do dzisiaj. Małe Ely po raz kolejny będzie musiało zmierzyć się z krwiożerczymi istotami z piekła rodem.
Uwaga! Uwaga! „Pakt milczenia” to zdecydowanie opowieść dla czytelników o mocnych nerwach!
No ale od początku!
Michał Ferek oddaje w nasze ręce historię, której początek bardzo przypominał mi swoim klimatem stare, dobre horrory z lat 80. Steven i Evelyn przybywają do miasteczka w celu odczytania testamentu matki mężczyzny. Przy okazji gubią się, a następnie z pomocą tajemniczego mieszkańca miasteczka trafiają wprost na próg wujka Stevena, Earla. Początek jest bardzo typowy dla horrorów. Mamy szaro bury zimowy klimat, parkę, która przybywa do raczej mało przyjaznego miejsca. Szybko okazuje się, że domek wujka Earla to rozpadająca się ruina, sam wujek zachowuje się, delikatnie mówiąc, dziwnie, dookoła krąży legenda o tajemniczym Wilczym Zalewisku, a Steven i Evelyn już od początku mają wrażenie, że ktoś lub coś obserwuje ich z ukrycia. Do pewnego momentu mamy do czynienia z tradycyjnie rozpoczynającym się horrorem, którego początek przyprawia nas o ciarki i wnosi sporo niepewności. W pewnym momencie, kiedy tylko rozpoczynamy kolejny rozdział, autor odbija w całkowicie innym kierunku i wrzuca czytelnika wprost w spiralę samo nakręcającego się szaleństwa, makabry i ohydy. Od tej pory nie ma już tematów tabu, nie ma żadnych świętości! Za to krew leje się pełnymi wiadrami, wnętrzności fruwają nam przed oczami, klimat gore staje się praktycznie już normą. Trafiłem na kilka opisów, które na chwilę wbiły mnie w fotel! Do tej pory pewne rzeczy były w horrorach omijane, ale dla Michała nie ma tematów tabu!
Lektura „Paktu milczenia” regularnie przywodziła mi na myśl klasyki horroru! Autor wrzuca nas w akcję idealnie plasującą się gdzieś pomiędzy „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” a „Domem 1000 trupów”. Aby wszystko dodatkowo urozmaicić, Michał Ferek dorzuca nam całe stado żywych trupów. Niektóre fragmenty morderstw, gdzie ofiary zostają widowiskowo rozszarpane na strzępy, przypominają akcję, jaką mogliśmy oglądać w „Hellraiserze”!
Otrzymujemy całe hektolitry krwi, rozrywanie na kawałki, nekrofilię i taplanie się w krwawej i zarazem tragicznej przeszłości małego Ely. Fakty z historii miasteczka zostają nam podrzucane po trochę. Wraz ze Stevenem odkrywamy warstwa po warstwie prawdę o tragedii, jaka rozegrała się lata temu w Ely. Taki zabieg autora powoduje, że dodatkowo czujemy się zainteresowani i tak już świetną lekturą i brniemy dalej, by jak najszybciej dokopać się do ukrytej w opowieściach mieszkańców prawdy o tragedii w Ely.
Naszemu odkrywaniu historii miasteczka oraz prawdy o wujku Earlu sprzyja również rewelacyjne wydanie książki. Wydawca zastosował podobny pomysł jak twórcy legendarnej opowieści o Leatherfaceie. Twórcy „Teksańskiej masakry…” już na samym wstępie starali się zrobić wszystko, by historia wyglądała na taką, która faktycznie kiedyś miała miejsce. Podobny zabieg zafundował nam Wydawca „Paktu milczenia”. Otrzymujemy mapkę i zbiór fotografii, które mają nas przekonać do autentyczności opowiadanej historii. Akcja powieści rozgrywa się w Ely nad jeziorem Shagawa. Dokładnie takie samo miejsce faktycznie istnieje w Stanach Zjednoczonych.
No i jeszcze fenomenalna okładka stylizowana na wzór obrazu Francisa Bacona, „Figure with meat”. Strzał w dziesiątkę!
Podsumowując – „Pakt milczenia” to świetnie napisany, pełnokrwisty horror ekstremalny, który zafunduje nam prawdziwą jazdę bez trzymanki! Wraz z parą bohaterów trafiamy w sam środek piekła na ziemi! Podczas lektury cały czas czytelnikowi towarzyszy poczucie izolacji i niepokoju. Niewielkie miasteczko Ely, staje się areną, na której rozgrywają się wydarzenia rodem z najkrwawszych koszmarów. Autor buduje stałą atmosferę zagrożenia, wciąga nas od samego początku, zaskakuje kolejnymi faktami z historii miasteczka, zarzuca kolejnymi krwawymi opisami i dosłownie przykuwa nas do swojej książki już od samego wstępu. „Pakt milczenia” to rewelacyjnie napisany horror, który bardzo mocno mogę Wam polecić! Wraz z bohaterami powieści wybierzcie się na przejażdżkę po Ely, zajrzyjcie na Wilcze Zalewisko i odkryjcie jego mroczną historię! Polecam gorąco!
Markowe_Booki